To, że jesteśmy zamknięci w domu, skutkuje różnymi rzeczami – m.in. tym, że mamy więcej sprzątania, gotowania i w ogóle więcej obowiązków domowych (generowanych przez wszystkie kreatywne pomysły na spędzanie czasu) , które w mojej ocenie lepiej dzielić pomiędzy domowników, niż żeby miały spadać na jedną osobę..
———Jak sobie z tym poradzić?
Systemów jest mnóstwo i jak usłyszałam niedawno na webinarze Magazyn Kreda mają one to do siebie, że każdy z nich sprawdza się, ale na krótką metę. Bardzo mi się to pokrywa z obserwacjami mojej rodziny – z zapałem wymyślamy jakiś podział, rozpiskę etc, działa ona potem ok miesiąca aż wytraca swój impet.. Część rzeczy zostaje z nami jako nawyk i nie potrzebuje już szczególnych motywacji, część rzeczy zanika aż do momentu, w którym zorientujemy się, że ten zaniedbany obszar naszego życia nie działa i znowu wymyślamy jakiś system, żeby go uporządkować.
Chciałam się dziś z Wami podzielić naszym obecnym systemem, który chyba jest trochę mniej standardowy niż tabelka z podziałem obowiązków czy tablica motywacyjna.
Może ktoś skorzysta – myślę, że pasuje on zwłaszcza do przedszkolno-wczesnoszkolnych dzieci, bo w dużym stopniu opiera się na tym, że dzieci pewnych rzeczy się jeszcze uczą i nie są w stanie wykonać ich zupełnie samodzielnie.
———Nasz System Ogarniania Obowiązków Domowych —————
Po pierwsze widzimy podział na obowiązki osobiste i wspólne.
🧹Osobiste, czyli sprzątanie po sobie – odstawianie talerza po posiłku, butów i kurtki po przyjściu do domu, szczoteczki i pasty do kubeczka po myciu zębów, książek, zeszytów i zabawek po zajęciach itd.
🧹Wspólne, czyli takie, z których wszyscy na raz korzystamy – pranie, gotowanie, odkurzanie przedpokoju, mycie łazienek.
Za porządek po sobie każdy powinien dbać sam. U nas istniało to od zawsze (choć wcześniej z pomocą/instrukcją rodziców) i weszło w krew. Natomiast wspólne obowiązki były przypisane do rodziców aż stopniowo wdrażaliśmy w nie dzieci.
U nas nigdy dotychczas nie sprawdził się system stałego podziału obowiązków, tablic motywacyjnych itd za to wypracowaliśmy sobie instytucję Pomocnika.
Pomocnik to dziecko, które w danym dniu towarzyszy rodzicom w obowiązkach domowych – tych wspólnych. Kiedyś pomocnik wyznaczany był raz na tydzień i po prostu robił to o co akurat poprosili rodzice. Potem nie było go wcale i żadnego innego systemu też nie. Od czasu zamknięcia w domu pomocnik zmienia się codziennie i dostał kilka stałych zadań:
🧹nakrywa do posiłków i sprząta po nich
🧹sam szykuje śniadanie
🧹gotuje ze mną obiad i kolacje i szykuje podwieczorek
🧹wstawia i wyjmuje pranie
Poza tym nadal otrzymuje zadanie wynikające z bieżących potrzeb.
Ważne – robi je z mamą! Co umie już samodzielnie robi sam, ale np jestem z nim w tym samym pomieszczeniu.
-> dzięki temu, że jesteśmy razem, dziecku jest milej robić nawet nudne dla niego rzeczy
-> mamy czas na rozmowę 1:1 co przy większej liczbie dzieci w domu jest ważne
-> mam przestrzeń do obserwacji swojego dziecka – z czym sobie radzi, co jest dla niego trudne itd
-> mam przestrzeń do tego, żeby go czegoś nauczyć.
U nas zawsze odbywa się to trochę w można by powiedzieć montessoriański sposób – czyli zawsze jest “Przykład” – czyli bardzo precyzyjna instrukcja. Nie ma hasła “pokrój paprykę”. Tylko pokazane co po kolei w tej papryce pokroić/umyć, który nóż, która deska, jak co chwycić, wskazane miejsce gdzie ma trafić pokrojony efekt działań, gdzie śmieci itd. Mogą robić po swojemu jeśli czują, że mają lepszy pomysł ale przeważnie wolą naśladować.
To samo dotyczy nie tylko gotowania, ale właśnie mycia łazienek, odkurzania, składania ubrań itd. Obecnie moi Pomocnicy są na takim etapie, że Szkolniakowi wystarczy dać przepis, który sam sobie przeczyta i wykona/upiecze/ugotuje, umieją sami wstawić pranie i wykonać wiele innych domowych czynności.
Z samodzielnego wykonywania różnych czynności (już bez bliskości mamy) korzystamy np przy większych domowych porządkach.
Wtedy każdy wie, że dostaje jeden swój i jeden wspólny obowiązek. Bo nawet codziennie sprzątając pokój zawsze zbiera się pewna liczba zakurzonych konstrukcji lego do ogarnięcia, prac plastycznych do pochowania/zutylizowania czy zingsów/drucików/kart/cosiów wysypujących się z szuflady, które trzeba poskromić. Wtedy każdy ogarnia jedną taką swoją działkę i już samodzielnie jedną wspólną. Wtedy już nie muszę tłumaczyć którą gąbką zetrzeć kurze, bo wiedzą i sami się zgłaszają do różnych działań a dom jest ogarnięty 🙂
PS. Dla jasności – są dni kiedy oni na maksa narzekają, że im się nie chce, kiedy magicznie zapominają o całej swojej wiedzy okołoporzątkowo-kuchennej, kiedy robią od niechcenia i zamiast odnieść coś na miejsce znajduję to wciśnięte za szafkę. Tak bywa. Ale ogólnie bywają raczej pomocni