Pamiętam jak ok 9 lat temu na kobiecych warsztatach usłyszałam, że dobrze mieć plan dnia, tygodnia czy roku. Następnie pojawiały się szczegóły co i jak zaplanować – wydawało mi się to kompletnym absurdem.
Mimo, że swoje kalendarze prowdzę od kiedy miałam 13 lat (a przynajmniej to mój najstarszy zachowany kalendarz) i wydawało mi się, że planuję dużo to nie rozumiałam czemu mam planować wolny czas, po co potrzebny mi ramowy plan na każdy dzień i myślenie nad tym co zrobię w weekend za 3 miesiące.
to moje dwa pierwsze kalendarze szkolne – 2001/2002 i 2002/2003 seria kalendarzy kolorowych z lat 2004-2011 i czarnych 2012-2017 🙂
A potem w moim życiu zaczęły się pojawiać kolejne dzieci i zorientowałam się, że cała moja spontaniczność ginie w obliczu “dziś nie chcę mieć drzemki”, a czas na poczytanie książki znika przy “mamo, mam gorączkę i wymiotuję”. Leniwe sobotnie śniadania zmieniły się w pobudki o 7.00, po których następowało pranie, sprzątanie i coraz bardziej obezwładniające poczucie, że nic nie ogarniam, nic się nie dzieje choć robię bardzo dużo, że czas mi umyka, w głowie mam mnóstwo myśli o tym co powinnam robić, a w sercu tęsknot za tym co chciałabym robić a na co nie starcza mi czasu…
Nie nastąpił potem “dzień, który zmienił wszystko” i jakaś spektakularna rewolucja. Ale poczułam, że coś muszę zmienić – że nie chcę, żeby życie mi tylko uciekało, ale chcę żeby choć trochę zależało ode mnie i działo się to co ja chcę 🙂
Zrobienie prania, kupienie krzesła do biurka, posadzenie kwiatków na balkonie, wybranie miejsca na wakacje, odplamienie ubranek, pomyślenie nad prezentem dla męża, zapisanie tytułu książki, którą chcę wypożyczyć z biblioteki, zapłacenie za telefon, odpisanie na ogwiazdkowane maile, upranie ręczników, wybranie dekoracji na urodziny Starszaka… WSZYSTKO.
Spisanie tych kwestii uwalnia głowę – to niesamowicie przyjemne uczucie, gdy zamiast kłębiących się myśli, jest… spokój. SPOKÓJ. Spokój 🙂
Usiadłam, spojrzałam na tą kartkę, a potem zamiast się pogrążyć w beznadziei – że tyle tego jest, podzieliłam to wszystko na różne listy:
- zadania bieżące – do zrobienia dziś lub w najbliższm tygodniu
- sprzątanie
- lekarze, wizyty do umówienia
- ubranka dzieci (nie wiem jak u Was, ale u mnie zawsze coś jest za małe, czegoś brakuje, coś trzeba naprawić)
- wakacje i wyjazdy (gdzie pojechać, kiedy i co zarezerować, co zabrać)
- prezenty i urodziny (lista pomysłów)
- ulubione książki, filmy, miejsca – do których chcę kiedyć wrócić
- lista rzeczy do przemyślenia 😉 (co z zajęciami dodatkowymi dzieci, jaką szkołę chcemy wybrać)
- zadania na przyszłość, które nie chcę żeby mi uciekły, ale dziś jeszcze się nimi nie zajmę (zapisanie się do chóru, uporządkowanie rodzinnego albumu ze zdjęciami)
- projekty, którymi w najbliższym czasie się zajmuję (urodziny Starszaka, remont łazienki)
Następnie, żeby się nie pogubić w listach pomyślałam do czego będę wracać
- CO MIESIĄC
- robię podsumowanie finansowe, myślę jakie duże wydatki nas będą czekać
- planuję jak spędzimy weekendy (żeby wybrać np ciekawe koncerty czy warsztaty i zarezerować je z wyprzedzeniem)
- ustalam kiedy mamy naszą małżeńską randkę (w jednym miesiącu organizuję ją ja, w drugim Mąż)
- sprawdzam czy ktoś ma w tym miesiącu urodziny/imieniny czy inne święto, myślę jak się do teog przygotować
- przeglądam czy nie mamy jakiejś planowej wizyty lekarskiej do umówienia (dentyta, wisyta kontrolna, bilans czy szczepienie)
- wybieram jakiś jeden domowy projekt, którym się będziemy zajmować (np remont jakiegoś pokoju, wybranie i kupno jakiegoś domowego sprzętu, ogarnianie balkonu itd)
- przeglądam listy, o których pisałam wcześniej i to co w danym momencie najważniejsze wpisuję na dany miesiąc do kalendarza
temat ubranek, to never-ending story moje Centrum Zarządzania Rodziną, trochę już zużyte, więc projektuje się właśnie w nowym wydaniu 🙂
- CO TYDZIEŃ
- kiedyś planowałam tylko kolacje (bo obiady były jedzone w pracy/przedszkolu/szkole), teraz planuję całe menu, które możesz znaleźć tu: MENU
- wpisywałam kiedy znajdę czas na różne ćwiczenia (ortopedyczne, logopedyczne, moje ogólne)
- wybierałam jedną “aktywność edukacyjną”, którą chciałabym zrealizować z dziećmi (pisałam więcej o tym TU)
- spradzałam swoje zadania z danego miesiąca i patrzyłam czy nic mi nie umknęło
- wpisywałam rzeczy z listy bieżącej na konkretny dzień/godzinę – i tak z listy “bieżącej” codziennie coś wykreślam, za to każdego dnia coś sprzątam/gotuję/gdzieś dzwonię/odpisuję na kolejnego maila itd. Niekończąca się opowieść 🙂
- CODZIENNIE
- dopisuję wszystko co przyszło mi do głowy!
- odhaczam to co na początku miesiąca czy tygodnia wpisałam sobie na dany dzień…
…. albo odpuszczam i przepisuję na kolejny 😉
Dalej pojawiają się rzeczy nagłe i niezaplanowane. Mam w sobie już dużo więcej pokory wobec tego co ja bym chciała, a się rzeczywiście dzieje. Ale nie czuję się już ofiarą okoliczności 🙂 Pcham pomalutku ten nasz rodzinny wózek włączając w to moje planowanie rodzinę (o czym następnym razem). Planuję swoj czas wolny, planuję czytanie książki, łączę zadania przyjemne z koniecznymi, deleguję co mogę, staram się zaczynać dzień od najważniejszych rzeczy i dalej spisuję wszystkie swoje orbitujące myśli i plany i trzymam je w moim wspaniałym planero-kalendarzu 😉